piątek, 30 września 2016

Przyrodnicze (i nie tylko) wrażenia z Londynu


Oto pierwszy raz w życiu wyruszyliśmy do Londynu. Oto kilka przyrodniczych spostrzeżeń:



- Londyn to nie miejsce dla entomologa – jest zadziwiająco wręcz ubogi pod tym względem – nawet Bartuś wydawał się zniechęcony – niemal żadnych owadów nie tylko na murach kamienic ale nawet w parkach na spękanej korze ogromnych platanów i kasztanów jadalnych – z miękkiej parkowej trawy nie wyskakują koniki polne mimo, że warunki wydają się doskonałe. Nawet dzielnice z dala od centrum są podobnie ubogie pod tym względem... najokazalszymi owadami okazały się karaczany – i to aż dwa gatunki – amerykańskie w palmiarni Kew Gardens i wschodnie w metrze :-)
- przez całe 5 dni pobytu zauważyłem tylko dwa przelatujące motyle i nie usłyszałem żadnego pasikonika (w tym żadnego motyla na terenie Kew Gardens mimo całych połaci kwitnących rudbekii i innych roślin w tym gdzieniegdzie kończącej kwitnienie budlei, słonecznej pogody oraz mnóstwa krzaków i zarośli odpowiednich dla pasikoników)...
- rankami w bardziej zielonych dzielnicach (w takiej mieszkaliśmy) słychać głosy sikorek więc gdzieś w ogrodach istnieje jakieś życie... :-)
- Tamiza – z daleka wygląda pięknie – gdy jesteś bliżej zaczynasz się zastanawiać dlaczego woda jest taka brązowa – gdy jesteś przy brzegu... – to niesamowite! – wygląda jakby na dnie działało tysiące wiatraczków i pompowało cały muł do góry gdzie miesza się niczym w jakaś gęsta zupa :-)
- obca fauna rządzi – w parkach licznie biegają sprowadzone z Ameryki wiewiórki szare ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Wiewi%C3%B3rka_szara ) a po Kew Gardens chodzą chyba setki bernikli kanadyjskich (my widzieliśmy „stadko” około 60 – 70 osobników) ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Bernikla_kanadyjska ) i z zapamiętaniem nawożą zadbane trawniki :-) - chyba taka jest ich rola :-)
ale najciekawsze czeka w koronach drzew – w każdym parku można usłyszeć głośne nawoływania dużych, zielonych.... papug. Trudno jest je wyśledzić bo są zielone jak otaczające liście. Przelatują szybko w koronach drzew i wyjadają orzeszki bukowe i kasztany jadalne (podobno potrafią też wyjadać inne owoce – np. jabłka i gruszki w sadach oraz robić dziury w izolacjach budynków budując tam gniazda ale tego nie wiedzieliśmy). Pod wieczór nad Kew Gardens oprócz przelatujących nisko samolotów zaczynają się pojawiać stadka tych papug. Przelatują dość nisko hałasując jak zwykle, w małych grupach po kilka - kilkanaście osobników. Wszystkie lecą gdzieś na północ – muszą tam mieć jakieś miejsca noclegowe. Te papugi to aleksandretty obrożne ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksandretta_obro%C5%BCna ) i podobno niedługo zaatakuja także nasz kraj ( http://wyborcza.pl/1,76842,16453672,Nowy_polski_ptak___duza… ).
Inne obserwacje:
- Londyn jest nieco brudniejszy od polskich miast (nawet w centrum widać walające się po ulicy śmieci)
- trochę razi brak trawników i drzew wzdłuż głównych ulic (i ogólny brak zieleni) – są piękne parki ale na głównych ulicach tylko beton i asfalt
- jeśli ktoś liczył na monstrualne rozmiary palmiarni stanowiącej wizytówkę Kew Garden (tak jak ja :-) to się zawiedzie – ma ona około 3300 m2 powierzchni - nie robi więc wrażenia po Palmiarni Poznańskiej (4600 m2). Niewątpliwie jest jednak ciekawsza architektonicznie i (przynajmniej moim zdaniem) ładniejsza. Ponadto w Kew Gardens jest jeszcze duży kompleks nowych szklarni.
- W Science Museum uderzył nas zupełny brak dronów w ekspozycji poświęconej maszynom latającym oraz brak oświetlenia led w ekspozycji dotyczącej ewolucji oświetlenia mieszkań – wygląda na to jakby ktoś dobre kilka (naście) lat temu osiadł na laurach i nie wzbogacał kolekcji. W porównaniu z Centrum Nauki EXPERYMENT czy Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy w Toruniu brakowało interakcji – co z tego że pod sufitem wiszą kapsuły kosmiczne i wielkie samoloty skoro do żadnego nie można wsiąść i się pobawić... (ba - nawet z dotknięciem jest problem) - można by stwierdzić że to muzeum a nie centrum nauki ale w Natural History Museum, London doświadczyliśmy dla odmiany czegoś odwrotnego – mnóstwo fajnej interakcji – dzieci szalały szukając robaków w kuchni lub popychając metalową muchę żeby zobaczyć co zrobi gdy się znajdzie nad kupą (oczywiście sztuczną :-) niestety gdy chciałem pokazać synkowi największego chrząszcza świata, tropikalne karaczany i patyczaki w tradycyjnej gablocie entomologicznej okazało się, że część w której (być może) coś takiego się znajduje jest akurat zamknięta...
- poza tym ludzie bardzo mili, uderzająco mało dzieci i osób starszych, piękna zabytkowa zabudowa i nowoczesne wieżowce :-)























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz