środa, 2 lipca 2008

Kronika hodowcy motyli cz.2 i ostatnia

Tropikalne rośliny, kwiaty i latające pomiędzy nimi wielkie, kolorowe, egzotyczne motyle, które można podziwiać, są tak blisko, że można je niemal dotknąć. Niektóre siadają na ubraniach zauroczonych ludzi... Oto mój cel, mój projekt, moje marzenie, mój cud...

Motyle opanowały moje życie bez reszty.. Fot. Anna Madanecka



Motyla miłość

Jak do tej pory z moich 11 gąsienic uzyskałem już 5 motyli i wszystkie one były samczykami. Czytałem, że samiczki później opuszczają kokony, więc czekałem cierpliwie i... doczekałem się.
Pierwsza samiczka już od popołudnia odpoczywa na pustym kokonie. W zasadzie niewiele różni się od samczyków – jest nieco większa, ma bardziej zaokrąglone skrzydła, no i jest zdecydowanie mniej ruchliwa – ona tylko czeka na partnera wysyłając sygnały zapachowe. Te feromony mogą ściągać samce nawet z odległości kilometrów.
Przypominam sobie, jak kolega chemik opowiadał mi, że jego współpracownik, zajmujący się syntezą feromonu jakiejś ćmy, na pewien czas pozostawił pojemnik z tą substancją w rogu laboratorium. Potem, jeszcze przez wiele lat, mimo że po pojemniku nie było już nawet śladu, w tym rogu laboratorium gromadziły się niewielkie, szare, nocne motylki.
To spostrzeżenie tłumaczy zachowanie moich jedwabników – pierwszego wieczora po pojawieniu się samiczki samczyki wpadły w amok. Nie latały, tylko chodziły po podłożu, machając skrzydłami i drżąc z podniecenia. Zdawały się węszyć. Co jakiś czas rzucały się na siebie w miłosnym zapale, ale stwierdziwszy pomyłkę szybko się rozchodziły. Wkrótce wszystkie zgromadziły się przy kotarze z siateczki, za którą znajdowała się samiczka.
Wziąłem na dłoń najdorodniejszego samca i przeniosłem do klatki samicy. Już po chwili motyle się połączyły. Pozostały połączone przez niemal cały następny dzień. A już w godzinę po zakończeniu godów samiczka zaczęła składać jajeczka. Motyle żyją szybko, ale też szybko umierają...

Gąsienica motyla giganta – Attacus atlas - nie dość, że dziwnie wygląda to na dodatek wyrosła do 10 cm długości i osiągnęła grubość palca mężczyzny. Fot. Piotr Madanecki
Tydzień życia – czas umierać

Dorosłe motyle nigdy nie żyją długo. Zwykle tylko kilka tygodni, rzadziej miesięcy. Ale moje jedwabniki mogą się cieszyć dorosłym życiem zaledwie 7 dni. To wszystko dlatego, że natura odebrała im możliwość przyjmowania pokarmu. Inne motyle odwiedzają nektarodajne kwiaty lub spijają słodki sok z owoców.


Moje jedwabniki nawet gdyby chciały, nie mogą tego zrobić – nie mają nawet narządów gębowych. Utraciły je w toku ewolucji. Całe dorosłe życie spędzają wykorzystując zapasy zgromadzone jeszcze w stadium żarłocznej gąsienicy. I całe dorosłe życie podporządkowane jest jednemu celowi - odnaleźć partnera i wydać potomstwo. Czy siedem dni na to wystarczy? Nie zawsze – szczególnie w hodowli.


Czasami samce wychodzą z kokonów tak wcześnie, że mogą nie dożyć pojawienia się samiczek. Sprytni hodowcy rozwiązali ten problem w dosyć makabryczny sposób – unieruchamiają motyle, żeby nie traciły energii i przechowują je w chłodziarce. W niskiej temperaturze zwalnia biologiczny zegar i w ten sposób można znacznie przedłużyć życie samców.


Oko w oko z motylem - w nocy jego oczy świecą jak oczy kota. Fot. Piotr Madanecki
W moim przypadku ostatnia z samic o mało nie zastałaby wybranką – zdążyła jeszcze odbyć gody, a w dwa dni potem ostatni samczyk był już martwy. Brak konieczności karmienia dorosłych motyli w hodowli jest ułatwieniem dla producentów jedwabiu. To dziwne przystosowanie spowodowało też, że niektóre ze spokrewnionych z moimi jedwabnikami gatunków motyli osiągnęły niespotykane rozmiary.
„A co tam... Skoro nie muszą szukać pożywienia, dam im olbrzymie skrzydła. Może nie będą one zbyt praktyczne, ale niewątpliwie będą robić wrażenie” - chyba tak myślała matka natura tworząc jednego z największych motyli świata, nazwanego przez naukowców Attacus atlas.

Któregoś dnia przeglądając internet oniemiałem - ktoś sprzedawał gąsienice tego motyla giganta. Nie były tanie - kupiłem dwie po 15 zł sztuka. Tak na próbę, bo są trochę bardziej wymagające w hodowli od moich jedwabników.

Tymczasem moje jedwabniki umierały jeden po drugim. „Jakże piękna, kolorowa emerytura. Bez pretensji do świata i ZUS-u” - tak podsumował mój teść (potem napisał to w felietonie) dorosłe życie tych motyli.

Rzeczywiście, ZUS pewnie też nie miałby nic przeciwko, gdyby ubezpieczeni nie przyjmowali pokarmu. Można by jeszcze bardziej obniżyć świadczenia...

Drugie życie motylich skrzydeł

Mijają dni. Coraz mniej moich motyli pozostaje przy życiu. Umierają cicho, w bezruchu. Wpadają w letarg, stając się coraz mniej ruchliwe, aż wreszcie przestają dawać oznaki życia. Często tkwią dalej w pozycji, w której zastała je śmierć. Część opada na dno terrarium z szeroko rozłożonymi skrzydłami niczym jesienne liście. Wkrótce w terrarium panuje cisza i bezruch. Zastanawiam się, co zrobić z martwymi motylami.

- Może stworzyć z nich gablotkę entomologiczną? – myślę. Ale chwilę potem rezygnuję – takie kolekcje owadów nigdy mi się nie podobały. Z drugiej strony te motyle są zbyt piękne, by je po prostu wyrzucić.

Pewnego dnia nad terrarium pochyla się moja szwagierka Paulina i jej chłopak Damian. Chwile nad czymś dyskutują, po czym zwracają się z prośbą o pięć martwych motyli. Kilka godzin później ich delikatne dłonie z najwyższą ostrożnością układają na pokrytej bezbarwnym klejem folii motyle skrzydła...

- Łał! Co za kolczyki! – zachwyca się cała rodzina następnego dnia, gdy Paulina i Damian z dumą prezentują swoje dzieło.

- To niesamowite, że tak dobrze udało im się utrwalić to zwiewne piękno, tworząc przy tym tak oryginalną ozdobę – myślę.

- Kolczyki z motylich skrzydeł to teraz hit na allegro - mówi Paulina. – Nie myślałam, że tak łatwo można je wykonać. Musimy jeszcze dopracować kilka szczegółów, ale jak na pierwsze takie dzieło wyszły całkiem fajnie.

- No proszę, a ja myślałem, że moje motyle umarły...
Paulina z dumą prezentuje swoje pierwsze kolczyki z motylich skrzydeł - czyżby początek pierwszej takiej wytwórni na Kociewiu? Fot. Piotr Madanecki




Wyniki eksperymentu

Podsumujmy dotychczasowe wyniki mojego eksperymentu:

Za 15 zł zakupiłem 12 gąsienic tropikalnego jedwabnika. Po miesiącu otrzymałem 9 motyli (jedna gąsienica zginęła, dwa motyle nie rozprostowały skrzydeł, a więc były niepełnowartościowe). Z mojej hodowli uzyskałem około 300 jajeczek. Z części już wykluły się maleńkie gąsieniczki. Największy motyl samiec miał rozpiętość skrzydeł równą 10 cm, a największa samiczka - 12 cm. Mimo że na początku miałem jedynie 12 gąsienic i wszystkie one były w jednakowym wieku, a dorosłe motyle żyją zaledwie tydzień, to moje jedwabniki wychodziły z kokonów w różnym czasie, przez co nieprzerwanie przez ostatnie 27 dni zawsze miałem kilka żywych okazów, które mogłem prezentować rodzinie i znajomym.

Hodowla Attacus atlas - jednego z największych motyli świata idzie bardzo dobrze. Gąsienice wyrosły szybko, osiągając 10 cm długości i grubość palca wskazującego dorosłego mężczyzny. Obecnie zbudowały już kokony. Za pięć tygodni powinny wyjść motyle. Ciekawe, czy będą tak wielkie, jak podaje literatura (do 28 cm rozpiętości skrzydeł i do 400 cm2 powierzchni).

Ponieważ gąsienice wymagały wysokiej temperatury i wilgotności, skonstruowałem specjalne pomieszczenie hodowlane, używając: grzałki akwarystycznej, ażurowego kosza na śmieci, niewielkiego akwarium i siatki przeciw komarom. To tanie i proste rozwiązanie ma szansę się sprawdzić przy hodowli bardziej wymagających gatunków motyli z lasów tropikalnych. A utrzymanie właściwej wilgotności jest sprawą ważną - niedawno z tego powodu w ciągu dwóch dni straciłem kilkanaście maleńkich gąsienic. Do późnej nocy używając delikatnego pędzelka przenosiłem maleństwa do nowego pojemnika ze zwiększoną wilgotnością i świeżym pokarmem. Nie zawsze wszystko idzie dobrze, ale uczę się na błędach.

Ministerstwo motyli, słucham...

Obecnie rozpoczynam eksperymenty z okresowym obniżaniem temperatury, w której przechowywane są kokony i jajeczka motyli. Zakupiłem już specjalny termoregulator. Ma to na celu jeszcze większe zróżnicowanie czasu, w jakim będą się pojawiać dorosłe motyle - tak, żeby przy odpowiedniej ich liczbie było możliwe uzyskiwanie kilkunastu motyli dziennie przez okres kilku miesięcy. Obmyślam też plany efektywnej hodowli dużej liczby gąsienic, rozmnażania Attacus atlas - motyla giganta czy hodowli nowych gatunków. Kilka tygodni temu zadzwoniłem do opiekuna wystawy motyli w poznańskim ZOO Jacka Pałasiewicza. Odebrał telefon słowami: „Ministerstwo motyli – słucham...”. Czyli Od tego momentu wiedziałem, że trafiłem pod dobry adres. Przez chwilę rozmawialiśmy, po czym pan Jacek zaprosił mnie do odwiedzenia motylarni w Poznańskim ZOO, co planuję uczynić w najbliższym czasie.

Motyle opanowały moje życie bez reszty. Widzę je na reklamach, plakatach, opakowaniach. Kiedy jadę do Ikei, to nie widzę mebli, pudeł czy koszy na śmieci, tylko potencjalne półki, kuwety lub terraria do hodowli gąsienic. Mam przecież plan - wielki projekt - chciałbym te klejnoty pokazać ludziom i choć na chwilę oderwać ich od szarej rzeczywistości codziennego dnia. Taki projekt może rozsławić Kociewie nie tylko w regionie, ale w całym kraju.

Tropikalne rośliny, kwiaty i latające pomiędzy nimi wielkie, kolorowe, egzotyczne motyle, które można podziwiać - są tak blisko, że można je niemal dotknąć. Niektóre siadają na ubraniach zauroczonych ludzi - oto mój cel, mój projekt, moje marzenie, mój cud... O takie marzenie warto walczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz